NOS4A2
Zakład karny Englewood, Kolorado
Parę minut przed ósmą pielęgniarka Thornton weszła na oddział
dla osób w stanie wegetatywnym, niosąc worek ciepłej krwi dla
Charliego Manxa.
Funkcjonowała tak, jakby sterował nią autopilot, i wcale nie
myślała o pracy. Wreszcie zadecydowała, że kupi swojemu synowi
Josiahowi upragnione Nintendo DS, i obliczała, czy po dyżurze
zdąży do sklepu z zabawkami Toys "R" Us przed zamknięciem.
Przez kilka tygodni sprzeciwiała się temu pomysłowi z
powodów natury filozoficznej. Naprawdę jej nie obchodziło, że
wszyscy koledzy syna mają konsole gier wideo. Nie podobało jej
się, że dzieciaki wszędzie je ze sobą noszą. Nie podobało jej się,
że mali chłopcy zatapiają się w rozjarzonych ekranach, porzucając
rzeczywisty świat dla jakiegoś wyimaginowanego królestwa, gdzie
zabawa zastępuje myślenie, a wymyślanie nowych kreatywnych
sposobów zabijania urasta do rangi sztuki. Marzyła o tym, żeby
jej dziecko uwielbiało książki i grało w scrabble, a także chodziło
z nią na wyprawy w rakietach śnieżnych. Śmiechu warte.
Ellen i tak długo zwlekała, ale wczoraj po południu przyłapała
Josiaha, jak siedział na swoim łóżku i udawał, że stary portfel
jest konsolą Nintendo DS. Wyciął obrazek przedstawiający
Donkey Konga i wsunął go do przejrzystej plastikowej przegródki
na zdjęcia. Wciskał wyimaginowane klawisze i wydawał odgłosy
imitujące eksplozje. Zabolało ją serce, gdy patrzyła, jak jej syn
wyobraża sobie, że bawi się czymś, co wierzył, że dostanie w
ten Wielki Dzień. Ellen mogła mieć swoje teorie na temat tego,
co jest, a co nie jest zdrowe dla chłopców, lecz Święty Mikołaj
wcale nie musiał ich podzielać.
Zaabsorbowana tymi myślami, nie zauważyła zmian, jakie
zaszły u Charliego Manxa, dopóki nie obeszła jego łóżka, żeby
podłączyć kroplówkę. Akurat wtedy Manx westchnął ciężko,
jakby się zbudził, a ona spojrzała na niego i zobaczyła, że na nią
patrzy. Tak bardzo ją zaskoczył widok jego otwartych oczu, że
podrzuciła worek z krwią i o mało go nie upuściła.
Był okropnie stary, a poza tym wyglądał odrażająco. Jego
wielka łysa czaszka przypominała globus odwzorowujący jakiś
obcy księżyc, na którym plamy wątrobowe i sine mięsaki tworzyły
kontynenty. Spośród wszystkich mężczyzn na tym oddziale -
znanym również jako Warzywnik - Charlie Manx z otwartymi
oczami miał w sobie o tej porze roku coś wyjątkowo strasznego.
Manx lubił dzieci. Sprawił, że w latach dziewięćdziesiątych
znikały dziesiątkami. Miał dom poniżej Flatirons, gdzie robił z
nimi, co chciał, zabijał je i ku ich pamięci wieszał ozdoby
choinkowe. Gazety nazwały ten dom Saniami Mikołaja.
W pracy Ellen na ogół potrafiła wyłączyć matczyną część
swojego umysłu i nie myśleć o tym, co Charlie Manx
prawdopodobnie robił z małymi dziewczynkami i chłopcami,
których napotkał na swojej drodze, z dziećmi w wieku jej Josiaha.
Nie zastanawiała się nad tym, co zrobili jej podopieczni, jeśli
tylko mogła tego uniknąć. Pacjent leżący po drugiej stronie
pokoju związał swoją dziewczynę i jej dwoje dzieci, po czym
podpalił dom i zostawił ich, żeby spłonęli żywcem. Aresztowano
go w barze przy tej samej ulicy, gdy pił whisky Bushmills i
oglądał spotkanie White Soxów z Rangersami. Ellen doszła do
wniosku, że roztrząsanie tych spraw nie przyniesie jej żadnych
korzyści, dlatego nauczyła się myśleć o swoich pacjentach jako
o przedłużeniach aparatury i worków, do których byli podłączeni:
cielesne urządzenia peryferyjne.
Przez cały okres zatrudnienia w Englewood, na szpitalnym
oddziale więzienia o zaostrzonym rygorze, nigdy nie widziała
Charliego Manxa z otwartymi oczami. Pracowała tutaj od trzech
lat, a on w tym czasie znajdował się w stanie śpiączki. Był
najsłabszym z jej pacjentów, nic tylko kości obciągnięte cienką
skórą. Kardiomonitor błyskał w tempie najwolniej nastawionego
metronomu. Lekarz powiedział, że jego mózg jest aktywny mniej
więcej jak puszka kukurydzianego pure'e. Nikt nigdy nie określił
wieku Manxa, ale wyglądał starzej niż Keith Richards. Był nawet
trochę do niego podobny - do łysego Keitha Richardsa z ustami
pełnymi drobnych brązowych zębów.
Na oddziale przebywało trzech innych pacjentów w śpiączce,
zwanych przez personel bejotami, ponieważ Bóg jeden wie, co
im dolega. Kiedy człowiek miał z nimi do czynienia przez
dłuższy czas, zaczynał zauważać, że każdy bejot ma swoje
dziwactwa. Don Henry, który spalił żywcem swoją dziewczynę
i jej dzieci, czasami "chodził na spacery". Rzecz jasna, nie
wstawał, ale jego stopy poruszały się lekko pod prześcieradłami.
Niejaki Leonard Potts od pięciu lat był pogrążony w śpiączce, z
której się nigdy nie zbudzi - inny więzień przebił mu czaszkę
śrubokrętem i poważnie uszkodził mózg - ale czasami chrząkał
i krzyczał: "Wiem!", jakby był małym dzieckiem, które chce
odpowiedzieć na pytanie nauczyciela. Ellen pomyślała, że może
otwieranie oczu jest dziwactwem Manxa, a ona po prostu nigdy
wcześniej nie widziała, żeby to robił.
- Dzień dobry, panie Manx - powiedziała odruchowo. -
Jak się pan dzisiaj czuje?
Posłała mu nic nieznaczący uśmiech i zawahała się, wciąż
trzymając worek z krwią o temperaturze ciała. Nie spodziewała
się odpowiedzi, ale pomyślała, że postąpi taktownie, dając mu
chwilę na zebranie nieistniejących myśli. Kiedy nic nie odrzekł,
wyciągnęła rękę, żeby zamknąć mu oczy.
Chwycił ją za nadgarstek. Krzyknęła - nie mogła się
powstrzymać - i upuściła worek z krwią. Uderzył w podłogę i
eksplodował w szkarłatnych bryzgach, ciepłe krople zmoczyły jej
stopy.
- Och! - krzyczała. - Och! Och! O Boże!
Krew pachniała jak świeżo wylane żelazo.
- Twój chłopak, Josiah... - powiedział do niej Charlie Manx
zgrzytliwym, szorstkim głosem. - Jest dla niego miejsce w
Gwiazdkowej Krainie, wśród innych dzieci. Mogę dać mu nowe
życie. Mogę dać mu ładny nowy uśmiech. Mogę dać mu ładne
nowe zęby.
Gdy usłyszała imię syna z jego ust, było to gorsze niż ręka
na jej nadgarstku czy krew na stopach. (Czysta krew, powtarzała
sobie w duchu, czysta). Słuchanie, jak ten człowiek, ten skazany
za morderstwo pedofil wypowiada imię jej syna, przyprawiło ją
o zawroty głowy, prawdziwe zawroty głowy, jakby stała w
szklanej windzie pędzącej w niebo, a świat uciekał jej spod nóg.
- Puść - szepnęła.
- Jest miejsce dla Josiaha Johna Thorntona w Gwiazdkowej
Krainie i jest miejsce dla ciebie w Domu Snu - powiedział
Charlie Manx. - Człowiek w Masce Przeciwgazowej będzie
wiedział, co z tobą zrobić. Poczęstuje cię dymem piernikowym
i nauczy, jak masz go kochać. Nie możesz zabrać się z nami do
Gwiazdkowej Krainy. W zasadzie mógłbym cię wziąć, ale
Człowiek w Masce Przeciwgazowej będzie dla ciebie lepszy.
Człowiek w Masce Przeciwgazowej jest ucieleśnieniem
miłosierdzia.
- Ratunku! - krzyknęła Ellen, tyle że z jej ust wcale nie
wydobył się krzyk. Był to zaledwie szept. - Pomocy. - Jakby
straciła głos.
- Widziałem Josiaha na Cmentarzu Tego, Co Może Się
Wydarzyć. Josiah powinien wybrać się na przejażdżkę Upiorem.
Byłby szczęśliwy w Gwiazdkowej Krainie. Tam świat go nie
zniszczy, ponieważ kraina nie leży w tym świecie. Znajduje się
w mojej głowie, a w mojej głowie wszyscy są bezpieczni. Śniłem
o niej, wiesz. O Gwiazdkowej Krainie. Śniłem o niej, ale idę i
idę, i nie mogę dojść do końca tunelu. Słyszę śpiewające dzieci,
lecz nie mogę do nich dotrzeć. Słyszę, jak do mnie wołają, ale
tunel nie ma końca. Potrzebuję Upiora. Potrzebuję mojego pojazdu.
Wysunął język, brązowy, lśniący, obleśny, zwilżył nim suche
wargi i w końcu ją puścił.
- Pomocy - szepnęła. - Pomocy. Pomocy. Pomocy.
Dopiero po kilkukrotnym powtórzeniu tego słowa mogła
wypowiedzieć je na tyle głośno, żeby ktoś ją usłyszał. Wypadła
przez drzwi na korytarz, biegnąc w miękkim płaskim obuwiu i
wrzeszcząc co sił w płucach. Zostawiała za sobą czerwone ślady
stóp.
Dziesięć minut później dwóch strażników więziennych w
rynsztunku bojowym przypięło Manxa pasami do łóżka, na
wypadek gdyby otworzył oczy i próbował wstać. Lekarz, który
w końcu przyszedł zbadać pacjenta, kazał go uwolnić.
- Ten facet leży w łóżku od dwa tysiące pierwszego. Trzeba
go przekładać cztery razy dziennie, żeby nie dostał odleżyn.
Nawet jeśli nie byłby bejotem, jest za słaby, żeby dokądś pójść.
Wątpię, czy po siedmiu latach atrofii mięśni mógłby samodzielnie
usiąść.
Ellen słuchała, stojąc tuż obok drzwi - gdyby Manx znowu
otworzył oczy, zamierzała być pierwszą osobą, która ucieknie z
pokoju - ale po słowach lekarza podeszła do niego na sztywnych
nogach i podciągnęła rękaw, pokazując ślady w miejscu, gdzie
zaciskała się ręka Manxa.
- Czy to wygląda na siniaki zrobione przez faceta, który jest
za słaby, żeby usiąść? Myślałam, że wyrwie mi ramię ze stawu.
Stopy piekły ją niemal równie mocno jak posiniaczona ręka.
Ściągnęła przesiąknięte krwią rajstopy, po czym myła nogi parzącą
wodą i mydłem bakteriobójczym tak długo, że zaczęły boleć.
Teraz miała tenisówki. Tamte buty trafiły do kosza na śmieci.
Nawet gdyby dało się je uratować, nie przypuszczała, że mogłaby
jeszcze kiedyś je włożyć.
Lekarz, młody Hindus o imieniu Patel, obrzucił ją zmieszanym,
przepraszającym spojrzeniem, pochylił się, żeby błysnąć latarką
w oczy Manxa. Źrenice się nie rozszerzyły. Patel przesuwał
latarkę, ale oczy Manxa wpatrywały się w punkt tuż za lewych
uchem badającego. Lekarz klasnął w dłonie dwa centymetry od
nosa pacjenta. Manx nawet nie mrugnął. Patel delikatnie zamknął
mu powieki i przejrzał wydruki z EEG.
- Nie widzę tu niczego, co różniłoby się od ostatnich
dziesięciu odczytów EEG. Suma punktów na skali Glasgow
wynosi dziewięć, pacjent wykazuje spowolnioną aktywność fal
alfa odpowiadającą tej, która jest charakterystyczna dla śpiączki.
Sądzę, siostro, że po prostu mówi przez sen. Zdarza się to nawet
takim bejotom jak on.
- Miał otwarte oczy - powiedziała. - Patrzył prosto na
mnie. Zna moje imię. Zna imię mojego syna.
- Czy kiedyś rozmawiała pani przy nim z innymi
pielęgniarkami? Nie wiadomo, co może wychwycić
podświadomość kogoś takiego. Mówi pani koleżance: "Słuchaj,
mój syn zaczął literować słowo >osa<". Manx słyszy i bezmyślnie
powtarza to przez sen.
Pokiwała głową, ale pomyślała: Wypowiedział drugie imię
mojego syna. Była pewna, że nie rozmawiała o tym z nikim w
szpitalu. "Jest miejsce dla Josiaha Johna Thorntona w
Gwiazdkowej Krainie - powiedział jej Charlie Manx - i jest
miejsce dla ciebie w Domu Snu".
- Nie podałam mu krwi - oznajmiła. - Od paru tygodni
cierpi na niedokrwistość. Dostał infekcji układu moczowego od
cewnika. Przyniosę nowy worek.
- Mniejsza z tym. Ja podam krew staremu wampirowi. Proszę
posłuchać. Paskudnie się pani wystraszyła. Niech się pani od tego
oderwie, wróci do domu. Ile pani zostało? Godzina dyżuru?
Proszę wziąć sobie wolne, i jutro też. Ma pani do zrobienia jakieś
świąteczne zakupy, które odkładała na ostatnią chwilę? Niech się
pani tym zajmie. Niech pani przestanie myśleć o dzisiejszym
incydencie i porządnie wypocznie. Mamy Boże Narodzenie, siostro
Thornton - powiedział lekarz i mrugnął do niej. - Czy pani
nie wie, że to najcudowniejsze dni w roku?
|