Rozmowa z Joe Hillem przy okazji premiery powieści „NOS4A2”

Rozmowa dla TimeOut London.

Tłumaczenie: nocny

Czy twoja nowa powieść jest w jakikolwiek sposób reakcją na ostatnią „seksualizację” kultury wampirów?

Myślę, że to była moja próba napisania historii o wampirach bez pisania historii o wampirach, wiesz – one nie są zbyt interesujące. Nie bardzo rozumiem jak stały się takim fenomenem. Nie widzę w nich nic szczególnie seksownego, nie są bardziej seksowne niż pijawka czy komar. Nie uważam spania w ziemi za coś szczególnie erotycznego.

Jak oceniłbyś kondycję gatunku horroru w tej chwili?

Jeśli spojrzysz na to, co dzieje się zarówno w książkach, jak i w filmie, możesz zauważyć wiele projektów o wielkich ambicjach i fascynujących postaciach, a także wspólnym poczuciu humoru i zabawy. Wskazałbym na takie filmy jak Mama i Dom w głębi lasu oraz na książki takie jak Vampires in the Lemon Grove i The Passage, gdzie wyraźnie widać, że to pisarze o nieskrywanych literackich ambicjach bawiący się konwencjami horroru. I jest to o wiele ciekawsze niż to, co działo się kilka lat temu, kiedy gatunek skręcał w stronę torture porn, które nie było tyle obraźliwe, co po prostu nijakie.

Jak bardzo jesteś zaangażowany w powstającą ekranizację Rogów, powieści o młodym mężczyźnie, który po śmierci swojej dziewczyny nabywa moce diabła?

Przez większość czasu byłem po prostu kibicem. Daniel Radcliffe wydaje się naprawdę porządnym facetem, który podszedł do głównej roli z wielką szczerością i wniósł do niej pewną naiwność i dobroć. Ciekawie się obserwuje, jak zmaga się z tym, by nie stać się demonem. Wiesz, to ekscytujące patrzeć, jak Harry Potter wchodzi na miejsce Voldemorta.

Czyli jesteś zadowolony z wyboru Radcliffe’a do głównej roli?

Nie bardzo wiem, jak to wyjaśnić, ale kiedy patrzy się na filmy o Harrym Potterze, widzi się ekipę dzieciaków, które wyrosły na niesamowicie ułożonych, porządnych ludzi, naprawdę zainteresowanych stawaniem się kompletnymi aktorami. W Ameryce to nigdy by się nie zdarzyło. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to że w Ameryce aktorstwo może być głęboko, głęboko związane z marzeniami o sławie, podczas gdy w Anglii aktorstwo traktuje się bardziej jako rzemiosło. Bardzo bym chciał, żeby Rogi były tak dobre jak Kobieta w czerni. Wydaje mi się, że wszyscy mają nadzieję, że piorun uderzy po raz drugi.

Oboje twoi rodzice oraz twój brat są uznanymi pisarzami. Czym różni się twój proces pisania od ich procesu?

Myślę, że zarówno mój brat Owen, jak i ja przejęliśmy etos pracy naszego taty, czyli tę ideę, że codziennie, także w weekendy, idzie się do biura na kilka godzin i pisze parę kolejnych stron. Oboje jesteśmy prawdopodobnie trochę bardziej neurotyczni niż nasz tata, mamy tendencję do dłuższego cyzelowania tekstów.

Czy przeszkadza ci bycie porównywanym do swojego ojca?

Kiedy patrzysz na naszego tatę, widzisz człowieka, który stworzył zdumiewający dorobek, i myślę, że zarówno mój brat, jak i ja mamy świadomość, że jesteśmy oceniani w jego cieniu. I to sprawia, że jesteś trochę ostrożniejszy. W końcu wzbijesz się albo upadniesz dzięki wartości własnej pracy. Ktoś może kupić twoją pierwszą książkę, bo masz sławnego tatusia, ale jeśli książka jest słaba, nie kupi drugiej. Zacząłem pisać jako Joe Hill i udało mi się pozostać anonimowym przez około dekadę i był to dla mnie ważny czas. Miałem szansę popełniać błędy na prywatnym gruncie, tam, gdzie ich miejsce. Gdybym pisał jako Joseph King, nigdy nie tworzyłbym horroru ani mrocznej fantastyki, bo byłbym zbyt spięty oczywistymi porównaniami.

Czy konsultujecie się wzajemnie na temat waszej twórczości?

Oczywiście, nie można sobie wymarzyć lepszej pary nauczycieli pisania niż moi rodzice. W przypadku NOS4A2 pokazałem pierwszy szkic mojej mamie i naprawdę jej się podobał. Ale kiedy dotarła do końca, powiedziała: „Wiesz, Joe, te ostatnie parę rozdziałów po prostu nie przejdzie.” I wiedziałem, że miała rację, więc je wyrzuciłem i napisałem nowe zakończenie.

Nie mają oporów przed krytyką?

Myślę, że moi rodzice są po prostu rodzicami. Wiesz, kiedy mając dziewięć lat pokazałem im swoje pierwsze opowiadanie, pewnie uważali, że jestem jednym z wielkich pisarzy amerykańskiej prozy – bo tak myśli każdy rodzic. Ale jednocześnie to są ludzie, którzy razem czytają jakieś 250 książek rocznie, więc mają świadomość tego, co działa, a co nie. Ale czasami, jak każdy pisarz, musisz umieć powiedzieć: „To jest historia, którą chcę opowiedzieć!”

Przeczytałeś książkę ojca Doktor Sen, kontynuację Lśnienia?

Szczerze mówiąc, szczególnie unikałem czytania Doktora Sen. Część tej historii rozgrywa się w Kolorado, część mojej historii też rozgrywa się w Kolorado, moja książka porusza tematy związane z wampiryzmem, Doktor Sen również w pewnym stopniu dotyczy wampiryzmu. Czytam książki mojego ojca, ale staram się nie przedawkować, bo zawsze martwię się, że mój własny głos zacznie się rozmywać i że zacznę komponować zdania i akapity tak jak on, a myślę, że estetycznie nie wyszłoby mi to na dobre.

Pracujesz nad jakimiś innymi projektami telewizyjnymi lub filmowymi?

Na podstawie mojego komiksu Locke & Key został nakręcony pilot dla Foxa, ale niestety nigdy nie trafił na antenę. Fox uznał, że był trochę zbyt mroczny i trochę zbyt straszny, więc zamiast tego zdecydowali się zrobić Hannibala, który, jak możesz sobie wyobrazić, jest lekki. Słyszałem, że to naprawdę dobry serial, ale mamy już Dextera i jest Bates Motel, i człowiek się zastanawia, w którym momencie przestaniemy czcić psychopatów i wrócimy do tworzenia seriali o bohaterach. Ale Hannibal chodził mi po głowie, kiedy pracowałem nad NOS4A2. W pierwszym szkicu miałem 100-stronicową historię mojego złoczyńcy, Charliego Manxa, pisanie tego było ogromnie satysfakcjonujące i wiele mnie nauczyło o tej postaci. Ale w drugim szkicu całkowicie to wyciąłem, bo zacząłem myśleć o Hannibalu Lecterze i Darthu Vaderze. Kiedy po raz pierwszy zobaczyliśmy Hannibala Lectera w Czerwonym smoku, był najstraszniejszą rzeczą na świecie, a w tej książce pojawia się tylko w dwóch rozdziałach. A kiedy spotkaliśmy go w Milczeniu owiec, nikt nigdy nie zapomni tych scen między nim a Jodie Foster, wydaje się, że cały film jest o nim, ale tak naprawdę pojawia się na ekranie tylko przez około 16 minut.

Czyli wystarczy, żeby czarny charakter po prostu „był obecny”?

Dokładnie! Ale potem pojawił się sequel, potem kolejny film, a teraz jest też serial. I problem polega na tym, że im bardziej poznajemy postać, tym coraz mniej nas przeraża, aż w końcu jest jak twój toster. Po prostu jak rzecz, którą znasz i która nie ma nad tobą żadnej szczególnej władzy. Najstraszniejszym potworem w historii popkultury jest rekin ze Szczęk, którego przez dwie trzecie filmu w ogóle go nie ma na ekranie. I właśnie o to chodzi: to fakt, że go nie widzisz, daje mu taką siłę i czyni go tak przerażającym. Dlatego kiedy pracowałem nad NOS4A2, podjąłem decyzję, żeby wywalić mnóstwo materiału tłumaczącego, skąd wziął się Charlie i kim był, zanim stał się pełnoprawnym wampirem. Musiałem ten materiał napisać, bo musiałem zrozumieć postać, ale to nie znaczy, że czytelnik musi to przeczytać.

Czy boli cię wyrzucanie takiej ilości materiału, tylu godzin pracy?

Wycinam bez żadnych uczuć; w ogóle mnie to nie rusza. To, co naprawdę by zabolało, to opublikowanie książki o 250 stron za długiej, przez co ludzie porzuciliby ją nie kończąc czytania. Zacząłem pisać codziennie, kiedy miałem 12 lat, i jestem już daleko poza etapem przejmowania się takimi rzeczami. Chcę, żeby czytelnik czuł się tak, jakby jechał kolejką górską w ciemności. Ktoś kiedyś powiedział o Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną, że to nie był tylko film o szaleńcu – to był film, który wyglądał tak, jakby wyreżyserował go szaleniec. I to zawsze było moim największym celem: pisać powieści, które mogą sprawiać wrażenie, jakby zostały napisane przez psychopatę.

Psychopata, który tnie bez uczuć. Zaczynasz brzmieć trochę złowieszczo…

Tak, dokładnie, czas wyjąć brzytwę i zacząć odcinać kawałki. Bez znieczulenia.

Co jest straszniejsze – wampiry czy zombie?

Postawię na zombie, chociaż jestem zdecydowanie mniej zachwycony Żywymi trupami niż najwyraźniej wszyscy inni. Ale uważam, że apokalipsa zombie dostarczyła widzom i czytelnikom mnóstwo pysznych strachów przez lata, a sama idea mierzenia się z falą po fali nieumarłych sięga Richarda Mathesona i jego Jestem legendą. Natomiast wampiry coraz bardziej oddalają się od bycia postrzeganymi jako przerażające. Mam nadzieję, że NOS4A2 zdoła to trochę zmienić.

Czego najbardziej bałeś się jako dziecko?

Byłem bardzo nerwowym dzieckiem. Mieszkaliśmy nad jeziorem i latem chodziłem popływać. Zamknąłem oczy i wyobrażałem sobie, że rekin ze Szczęk podpływa do mnie od spodu. Ale co dziwne, to nie sprawiało, że chciałem mniej pływać; sprawiało, że chciałem pływać szybciej.

A dziś?

Ludzie odkładający moją książkę po 50 stronach i idący oglądać śmieszne filmiki z kotami na YouTubie. To jest całkiem przerażające.