Joe Hill odpowiada na pytania o pisarstwo, horror i „Thumbprint”

Rozmowę z Joe Hillem przeprowadził w lipcu 2008 roku Charles Tan.

Tłumaczenie: ingo

Skoro „Thumbprint” jest częściowo oparte na aktualnych wydarzeniach, czy jest to typ opowieści o której usłyszałeś w wiadomościach i pomyślałeś „Muszę napisać tą historię…” czy był to istotny element, który napotkałeś podczas pisania czegoś i taki efekt z tego wyniknął?

Moja pierwsza książka, zbiór opowiadań „Upiory XX wieku”, została wydana pod koniec 2005 roku. W następnych miesiącach próbowałem moich sił przy kolejnych paru opowiadaniach, ale nie skończyłem żadnego. Pisałem parę stron i czułem, że są one tylko niezbyt dobrymi przeróbkami wcześniejszych moich historii. „Thumbprint” było pierwszą historią, napisaną po „Upiorach…”, która wydała mi się na tyle świeża by ją z entuzjazmem dokończyć. Sądzę, że było tak po części dlatego, że dotychczas nigdy nie napisałem opowieści z przekonującą główną bohaterką. Wszystkie teksty w „Upiorach…” – i w mojej powieści – były o zakłopotanych, moralnie zagubionych chłopcach i mężczyznach. To co doprowadziło mnie do opowiedzenia tej konkretnej historii była szansa zbadania bardzo rozgniewanej, nawiedzonej kobiety, szansa na dostanie się do głowy Mal Grennan i dowiedzenie się jaki jest jej stosunek do rzeczy, które zrobiła w Iraku. Więc nie, nie zdecydowałem się napisać o Abu Ghraib i później zbudować opowieść wokół tego tematu. Zdecydowałem się napisać o Mal i zdarzyło się po prostu, że Mal służyła w Abu Ghraib.

Jak według Ciebie wojna w Iraku wpłynęła na gatunek jakim jest horror?

Po pierwsze, zostaliśmy zawaleni lawiną filmów takich jak „Hostel”, czy „Piła”, które odnoszą się do podgatunku torture-porn. Sądzę, że te filmy są oczywistą reakcją na to co się dzieje w Iraku i Guantanamo Bay i dzielonym kulturowym strachem, że Ameryka mogła w minionych paru latach w imię samoobrony zrobić coś, co w przyszłości powróci i się zemści. Nie chcemy być oprawcami, a niespodziewanie nimi jesteśmy. Widać to poprzez historię pop kultury. W latach pięćdziesiątych, kiedy ludzie bali się bycia infiltrowanymi przez komunistów, mieliśmy historie o inwazjach: „Porywacze ciał” i „Coś”. Strach przed broniami atomowymi i potęgą atomową dostarczył paliwa na takie filmy jak „THEM!” i na takie książki jak „On the Beach”. W latach siedemdziesiątych mieliśmy Charliego Masona, więc naturalną rzeczą było powstanie „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”. Gdy oglądało się wieczorne wiadomości, widziało się nagie dzieci poparzone napalmem i żołnierzy pokrytych ich własną krwią, więc logiczne było, że filmy muszą stać się bardziej brutalne i krwawe. Fikcja jest zawsze dobrym narzędziem do borykania się z pytaniami które nas przerażają i wprawiają w zakłopotanie, z pytaniami o trudnych odpowiedziach, albo może bez odpowiedzi.

Większość twoich opowiadań posiada elementy nadprzyrodzone. Inaczej jest w przypadku „Thumbrint”. W jaki sposób decydujesz czy dana historia ma posiadać takie elementy czy nie?

Zawsze wychodzę z jakiejś koncepcji. Potrzebuję pomysłu, który mnie podekscytuje, absurdu, bądź przerażającego lub niespodziewanego 'co by było gdyby?’ pomysłu. Takiego jak na przykład, co by było gdyby ktoś tak bardzo kochał filmy, że chodziłby na nie nawet po swojej śmierci. Albo co gdybyś zaczął dostawać listy od jakiejś nieznajomej osoby. Puste listy z wyjątkiem śladu po odcisku palca. Jak straszne by to było? Tak więc już przed rozpoczęciem opowiadania wiem czy będzie posiadać ono nadprzyrodzone elementy, ponieważ są one zawarte w samym pomyśle

Co twoim zdaniem jest najważniejszym aspektem opowieści grozy?

To łatwe. Musi być straszna

Napisałeś zarówno powieść jak i krótkie teksty. Który format pisania preferujesz?

Tak naprawdę nie mam żadnych preferencji. Moje podejście jest takie, że historia nie powinna być ani o jedno zdanie dłuższa niż tego potrzebuje. Nie dbam o to, czy muszę jej poświęcić cały rok czy jeden wieczór. Tyczy się to zarówno filmu, powieści, opowiadania czy też komiksu. Zawsze chcę z historii wyciągnąć tą samą rzecz. Chcę poznać bohatera, kogoś z sekretami i żalami. Kogoś walczącego by stać się lepszą osobą. Kogoś z czymś do przyznania się. Chcę również by czytelnik nie tracił swojego czasu. Chcę by narracja pędziła do jakiegoś mocnego finałowego momentu. Czytelnik nie może poczuć, że to co robi jest wysiłkiem i tak naprawdę większą frajdą by było włączenie TV. To właśnie chcę osiągnąć za każdym razem gdy piszę. Jestem gotowy pozwolić powiedzieć opowieści czy powinna liczyć sobie 30 stron, czy 300.

Jakie twoim zdaniem są zalety pisania opowiadań? Przynajmniej jeżeli chodzi o horror i to jak piszesz.

W opowiadaniach ma się jedynie trzydzieści stron do zagospodarowania. I tyle z konieczności jest pozostawione wyobraźni czytelnika. Szczególnie w horrorze rzeczy, które czytelnik sobie wyobraża są często znacznie gorsze niż to z czym mógł wyskoczyć pisarz. Głos krzyczący za drzwiami jest przerażający dlatego, że nie wiadomo co dzieje się z jego właścicielem. Rzecz poruszająca się w ciemności jest o wiele mniej przerażająca, gdy tylko się ją oświetli.