Joe Hill opowiada o powieści i filmie „Rogi”

Rozmowa Roba LeFebvre z Joe Hillem dla Shelf Awereness z listopada 2014 roku.

Tłumaczenie: nocny

 

Skąd pomysł na „Rogi”?

Odpowiedź na to pytanie nie będzie zbyt pociągająca. Masz nadzieję, na ten jeden, szczególny moment inspiracji gdy cała opowieść splotła się w jedno, ale prawda jest taka, że „Rogi” to moje trzecie podejście do jednego, konkretnego tematu. Najpierw była powieść fantasy pod tytułem „Fear Tree”. To było coś w stylu Tolkiena. Ale bohaterem był niewidomy mężczyzna o zdolnościach parapsychicznych, odgadywał czego ludzie najbardziej się boją. Książka stała się wielkim międzynarodowym bestsellerem… w mojej wyobraźni. W prawdziwym życiu nie byłem w stanie tego sprzedać. Napisałem tę książkę na długo przed „Pudełkiem w kształcie serca”. Musiałem się jeszcze sporo nauczyć. O oszczędności, jak pisać dialogi, musiałem rozgryźć jak napisać powieść, przy której ambicje na nią nie będą większe od moich zdolności. „Pudełko w kształcie serca”, które ukazało się w 2007 był wielkim hitem. Większym niż sobie kiedykolwiek marzyłem. Ta książka wyszła po latach prób wybicia się. Wydałem to pod pseudonimem, nikt nie wiedział kim jest mój ojciec, Stephen King. Próbowałem przebić się dzięki własnym zasługom i okazało się to trudne.

Na pewno. Co dalej?

Sprzedałem zbiór opowiadań wydawnictwu PS Publishing w Anglii. Kiedy kupił ją Peter Crowther, nie wiedział z kim jestem spokrewniony, po prostu naprawdę podobały mu się te opowieści. Ale to przyszło po wielu latach odrzucania moich tekstów i po trzech powieściach, których nie mogłem sprzedać. Wiem, że to wyświechtane powiedzieć, że przy drugiej książce ma się kryzys ale mnie zmroziło. Przeszedłem przez ten straszny okres przyjemności, ekscytacji i wolności a potem przyszła totalna zapaść. Jakbym nie wiedział jak się pisze. Czułem się bardzo źle, nie wiem jak udało mi się napisać 'Pudełko w kształcie serca’. Czułem się jakbym nic nie mógł zrobić, miałem tylko komiks (’Locke & Key’), który ukazywał się co miesiąc. Dawał mi szczęście, wydawał się być sukcesem. Ale nie mogłem poradzić sobie z pisaniem.
Zacząłem więc powieść pod tytułem 'The Surrealist’s Glass’. Wykorzystałem w niej wiele pomysłów z 'Fear Tree’. Opowiadała o facecie, który miał soczewki, małe monokle, przez które mógł zobaczyć tajemnice tego co było po drugiej stronie szkła. Mógł poznać ludzkie sekrety. Jedynym problem tej książki było to, że była naprawdę fatalna.

To był jedyny problem?

Taa, poza tym wszystko było w porządku. Po prostu był to nieczytalny szajs bez serca. Nawet jej nie dokończyłem. Doszedłem do 480 stron i ją porzuciłem. Gdy to zrobiłem miałem cichy tydzień i trochę wyluzowałem. Przez kolejny tydzień napisałem pierwsze 100 stron 'Rogów’. Poczułem, że nagle odkryłem to czego ta historia zawsze potrzebowała. Tego czego potrzebuje każda opowieść: diabła. Nie ma dobrej historii dopóki diabeł nie wchodzi na scenę. Gdy zdałem sobie sprawę, że opowieść będzie o diable, wszystko potoczyło się całkiem szybko. To była ciężka do napisania książka. Nie byłem wtedy w najlepszym stanie mentalnym i emocjonalnym. To smutna, paranoiczna książka napisana przez smutnego, paranoicznego człowieka. Jestem z niej dumny ale dla mnie, gdy do niej wracam, to jak dotykanie blizny.
W pewnym sensie bardziej podoba mi się film niż książka, film jest zabawny i swobodny, mam do niego dystans. Cieszę się, że Alexandre Aja, który go reżyserował, nie chciał przenieść w 100% książki na ekran. Najlepsze w tym filmie jest prawdziwie przełomowa gra Daniela Radcliffe’a. Główny bohater w książce emocjonalnie wiele przechodzi. Tyle strat, żalu, bólu. Przeżywa szaleństwo. Doświadcza radości, rozkoszy, zemsty. Daniel Radcliffe zdołał przenieść to wszystko na ekran i sprawił, że wyglądało to jakby nie kosztowało go to żadnego wysiłku.
Dan to gość, który po Harrym Potterze pracował naprawdę, naprawdę ciężko by opanować swoje rzemiosło. Naprawdę kocha grać. Uwielbia wydawać różne odgłosy. Kocha wcielać się w postacie. Fascynująco się z nim pracowało i szalenie podoba mi się to co zrobił.

Jaka była twoja rola w procesie produkcji filmu? Jakie fajne rzeczy miałeś do zrobienia?

Najfajniejsze było, że mogłem nałożyć rogi. Będę musiał wrzucić na necie zdjęcie. Faceci od efektów specjalnych przyszli do mnie i powiedzieli: „Nie próbowaliśmy jeszcze procesu rozwoju rogów. Przetestujmy to na tobie.” Można się przyzwyczaić do chodzenia z nimi aż trafiasz do okienka dla zmotoryzowanych w McDonaldzie. Kobieta gapi się na ciebie i wylewa twoją cole…

Co jeszcze robiłeś przy tym filmie? 

Jestem producentem wykonawczym ale nie wiem co to znaczy. Nie wiem czy ktokolwiek kto był producentem wykonawczym rozumiał na czym polega jego rola. Przeczytałem scenariusz, podzieliłem się przemyśleniami na jego temat. Czasami się kłóciliśmy, czasami te kłótnie wygrywałem inne przegrałem. Jedyną rzeczą na jaką liczysz jako pisarz, którego książka jest ekranizowana, to to by nie przynieśli książce wstydu. W tym przypadku czuję, że wygrałem główną nagrodę bo zrobili naprawdę świetny film, który z przyjemnością można obejrzeć i który wiele osób pokocha. Ale artystyczna wygrana nie jest tożsama z wygraną komercyjną. Nie da się panować nad tym, czy coś będzie hitem czy nie. Można dołożyć starań by coś było dobre. W tym przypadku się udało, wyszło nam coś naprawdę dobrego. Przynajmniej tak sądzę.