Wywiad z Gabrielem Rodriguezem dla serwisu JoeHill.pl

Rozmowę z Gabrielem Rodriguezem, rysownikiem komików z serii „Locke & Key” dla serwisu JoeHill.pl przeprowadził Michał Ratajczak.

Opowiedz nam w jaki sposób znalazłeś się w świecie komiksu. Nad jakimi projektami pracowałeś zanim pojawiło się „Locke & Key”.

Wszystko zaczęło się w 1998 roku gdy kończyłem studia na architekturze. Zdecydowałem dać szansę mojemu zamiłowaniu do komiksów, więc zaangażowałem się w parę projektów tutaj w Chile. Jako że nie mamy oficjalnego przemysłu komiksowego z konkretną społecznością czytelników żaden z tych projektów nie został dokończony i opublikowany. Ale zakończyłem z wystarczającą ilością próbek by zacząć je pokazywać na zewnątrz. Z tymi próbkami zostałem zaproszony do wzięcia udziału w 'castingu emailowym’ celem którego był wybór zespołu graficznego, który zająłby się rysunkami komiksowej adaptacji serialu „CSI” dla wydawnictwa IDW Publishing. Po serii testów i procesie który trwał około 5 tygodni w końcu wygrałem tę pracę. I wtedy też dostałem pierwszą profesjonalną pracę w komiksach. Było to w 2002 roku.
Zacząłem pięcioma mini seriami „CSI” i dwoma specjalnymi, podwójnymi numerami po 48 stron każdy (przy „CSI” pracowałem prawie 3 lata). Potem przeniosłem się do innych projektów. Komiksowa adaptacja „Ziemi żywych trupów” George’a A. Romero, adaptacja fantastycznej książki Clive’a Barkera „Wielkie sekretne widowisko” (był to pierwszy raz gdy miałem całkowicie wolną rękę podczas procesu tworzenia rysunków w serii komiksowej), adaptacja filmu „Beowulf” Roberta Zemeckisa oparta na scenariuszu Neila Gaimana i Rogera Avary i kolejny pojedynczy zeszyt, oryginalny projekt komiksowy stworzony z Clivem Barkerem i Christopherem Monfette o nazwie „Seduth”
A później… „Locke & Key”.

W jaki sposób zostałeś rysownikiem „Locke & Key”. Czy był to pomysł Joe Hilla, któremu spodobały się twoje wcześniejsze dokonania, czy może wybrał cię wasz redaktor, Chris Ryall? 

IDW na początku skontaktowało się z Joe’em po to by stworzyć serię komiksowych adaptacji niektórych jego opowiadań ze zbioru „Upiory XX wieku”. Ale zgadnijcie co! Okazało się, że Joe był wielkim entuzjastą komiksów i miał bardzo interesujący pomysł na nową serię komiksową. Przekazał pomysł redaktorom z IDW, a ci natychmiast zainteresowali się projektem. Myślę, że to Chris Ryall, który został redaktorem tej serii, zasugerował Joemu pracę ze mną i pokazał mu moje wcześniejsze prace, szczególnie te do „Wielkiego sekretnego widowiska”. Zgaduję, że spodobało mu się to co zobaczył i wtedy nas sobie przedstawiono. I zaczęliśmy dyskusję na temat jego pomysłu na serię podczas pracy nad projektami głównych postaci opartych na krótkim opisie składającym się z trzech linijek, który miał na liście.
Sprawa rozwijała się niesamowicie dobrze i naturalnie i Joe, będąc niepowtarzalnym, niesamowitym, szczodrym partnerem do pracy, zaprosił mnie bym wskoczył do tej sagi jako jej współtwórca, a ja natychmiast powiedziałem mu i Chrisowi, że chcę być zaangażowany przez cały czas jej trwania, ponieważ zaraz jak przeczytałem scenariusz pierwszego zeszytu, zauważyłem, że będzie to niepowtarzalna, BARDZO specjalna i fantastycznie kreatywna podróż…

Komiksy nad którymi wcześniej pracowałeś były adaptacjami filmów, albo książek. Czy praca nad „Locke & Key” różni się od pracy przy innych projektach? 

Najbliższym doświadczeniem było tworzenie „Wielkiego sekretnego widowiska”. W tym przypadku zarówno Clive Barker jak i Chris Ryall dali mi całkowitą swobodę w kreowaniu czegokolwiek jakkolwiek chcę. Z tym doświadczeniem w plecaku, zakres rzeczy które próbuję robić w „Locke & Key” jest zarówno głębszy jak i szerszy. Podczas niemal symbiotycznej pracy jakiej wraz z Joe’em dokonujemy ciągle mamy etapy ponownych przemyśleń i wgłębiania się zarówno w bohaterów jak i elementy fabuły, co jest kompletnie różne od pozostałych projektów, gdzie zaczynaliśmy pracować nad z góry określoną historią. W tym przypadku więc, rozwój historii polega na stałym kreatywnym procesie, podczas którego przez cały czas dopracowujesz prawie każdy element narracji i wyglądu. Podtrzymywany jest on w niesamowitej synchronizacji pomiędzy wszystkimi osobami biorącymi udział w tej książce, w tym również pomiędzy odpowiedzialnymi za pracę nad kolorami, tekstem i wyglądem utalentowanymi współpracownikami, Jayem Fotosem i Robbie Robbinsonem…

Opowiedz jak wygląda proces pracy nad komiksem. 

Niczym gigantyczny, bezlitosny wysiłek sprawdzania dwa razy wszystkiego co robisz, spędzania godzin i godzin i godzin i godzin na CIĘŻKIEJ pracy w celu ciągłego udoskonalania i dawania z siebie wszystkiego by obrócić to w możliwie jak najlepszy komiks… Wraz z Joe nieustannie zastanawiamy się jak wycisnąć z tego formatu i jego narzędzi jeszcze więcej, by użyć ich w jak najmądrzejszy sposób. Nieustannie dodajemy elementy do fabuły, tworzymy nowych bohaterów, lokacje i magiczne gadżety, więc jest to nieustannie rozwijający się kreatywny proces, podczas którego cały czas próbujemy unikać rozciągania, lub powtarzania w narracji wcześniej użytych narzędzi. Szczególnie niesamowite jest to, jak Joe ujął koncept, który łatwo mógł sprowadzić do serii skonstruowanej proceduralnie i nieustannie kieruje opowieść na niespodziewane tory nadając nie tylko każdemu rozdziałowi, ale także każdemu zeszytowi szczególne znaczenie w całej intrydze…

22 zeszyty za nami, a ja nie widziałem chyba jeszcze żadnej chociażby przeciętnej recenzji tego komiksu. Jak myślisz, w czym tkwi jego siła? Dlaczego aż tak bardzo podoba się on czytelnikom i krytykom? 

Sądzę, że cała magia tkwi w posiadaniu szczerej opowieści z bardzo czarującymi i wiarygodnymi bohaterami… ale szkoda, że nie mogę ci powiedzieć jaki jest sposób na taki sukces zarówno w odniesieniu do krytyków jak i czytelników. Niesamowite wsparcie jakie otrzymujemy, w szczególności od czytelników, jest czymś co pokornie musisz odbierać jako prezent i zobowiązać się do ciągłego dawania z siebie wszystkiego, by robić to co uważasz i czujesz jest najlepsze dla opowieści…

Wraz z numerem trzecim serii „Crown of Shadows” zmienił się sposób w jaki wraz z Joem jesteście oznaczani w komiksie. Dotychczas tradycyjnie byliście opisywani jako autor i rysownik. Obecnie jesteście wspólnie podpisani jako opowiadacze. Czyj to był pomysł?

Joe wykonał ten ruch, który rozumiem i popieram. Mamy takie samo spojrzenie na komiksy, jak na dyscyplinę opowiadania w której budowa bohaterów i odpowiednie opowiedzenie wydarzeń jest najwyższym celem. Nie chodzi tu o przekształcanie słów w obrazy, a o tworzenie złożonego języka w którym, jeżeli bawisz się swoimi narzędziami w sposób inteligentny i kreatywny, tworzysz kilka warstw czytania. To nie jest tak, że on coś pisze, a ja to później rysuję… obaj wkładamy w to nasz wysiłek i nasze narzędzia pracy po to by posłużyły one historii. I sądzę, że to stoi za tą decyzją. Opowiedziana historia i bohaterowie którzy ją napędzają są tutaj centralnym punktem i uważam, że właśnie na to chcemy zwrócić uwagę w naszej pracy, zarówno etycznie jak i estetycznie

Gdy zaczynaliście prace nad projektem Joe nie miał praktycznie doświadczenia jako pisarz komiksów. Czy pomagałeś mu w jakiś sposób? Sugerowałeś może inne rozłożenie kadrów na stronie by sprawniej opowiedzieć historię? 

BARDZO trudno jest uwierzyć w to, że Joe nie miał lat doświadczenia w pisaniu komiksów zanim wskoczył do tak trudnej do opowiedzenia w tym medium historii, jaką jest „Locke & Key”… ale błyszczy tutaj 100% jego talentu. MYŚLI w komiksowym języku podczas pisania opowieści. Nie za bardzo w terminach wyglądu, kompozycji, czy ujęć. Te drzwi zostawił otwarte bym miał wolną rękę w tworzeniu naszego języka wizualnego… Wiele razy nawet sugerował bym spokojnie zmieniał niektóre rzeczy lub sugerował inne rozwiązania jeżeli bym miał lepszy pomysł na jakieś sekwencje. Z tego punktu widzenia nasz związek jest bardzo symbiotyczny… Ale co zadziwia mnie, a z niego czyni na tym polu gigantyczny talent, to jego świadomość tego, co komiks może zaoferować jemu jako autorowi, który ma do opowiedzenia pewną historię. Jego wyczucie tempa i struktury jest znakomite. Uważam, że pisze on jedne z najlepszych dialogów jakie kiedykolwiek pojawiły się w komiksie i udaje mu się stworzyć narracyjne sekwencje, które poprawnie zadziałają jedynie w formie komiksu. Nie dałoby się ich dosłownie przenieść na przykład do powieści, czy filmu.

Czy podsunąłeś Joemu kiedyś pomysł na jakiś klucz? Powiedziałeś, że fajnie by było jakby pojawił się klucz który… ? 

Byłem bardzo nieśmiały i niepewny w sugerowaniu rzeczy na początku, ponieważ mam zwyczaj myśleć, że moje pomysły są mierne albo zwyczajnie złe. Ale Joe jest tak hojnym partnerem, że drzwi, dzięki którym miałem proponować różne rzeczy, otworzył niemal pierwszego dnia… Rozmawialiśmy o tym jak sposób w jaki rysuję bohaterów lub sceny czasem wpływa na to jak on widzi pewnych bohaterów a nawet tworzy pewne wydarzenia… Zapytał mnie kiedyś o pomysły na klucze i fabułę i zasugerowałem parę tu i tam. Parę z nich wykorzystał, a parę z nich użył jako podstawy do stworzenia o wiele bardziej interesujących koncepcji od tych, które początkowo miałem… Razem nieustannie dyskutujemy i pracujemy nad tym jak sprawić by każdy element opowieści był bardziej interesujący, bardziej intensywny i bardziej spójny.
Obaj jesteśmy nienaturalnie obsesyjnymi pracoholikami… Nie jestem pewien czy to dobrze dla nas, ale sądzę że przysłużyło się to serii…  I jest on najbardziej hojnym i współpracownikiem z jakim mógłbyś chcieć pracować. Jego pomysły nieustannie stawiają coraz wyżej poprzeczkę moim rysunkom i zdolnościom narracyjnym. I przynajmniej dla mnie „Locke & Key” ewoluowało do czegoś głębszego, bogatszego i bardziej złożonego niż kiedykolwiek mogłem sobie marzyć.

W wydaniach zbiorczych ukazały się wycinki z pamiętnika Benjamina Pierce’a Locke’a pochodzące z XVIII wieku. Czy akcja komiksu cofnie się aż tak daleko, czy jest to jedynie dodatek dla fanów? 

Pamiętniki Bena Locke’a były moim pomysłem na pokazanie w sposób bardziej kreatywny i zajmujący sekcji ze Znanymi Kluczami. Joe to podchwycił i zamienił w narzędzie do stworzenia w wyjątkowy sposób Mitologii Locke & Key. Stało się to sposobem opowiedzenia ważnych części tej historii w równoległy i dopełniający sposób… To nie są tak naprawdę dodatki, ponieważ niektóre rzeczy, które miały miejsce w czasach Bena Locke’a, będą bardzo ważne dla obecnych wydarzeń… ale to nie jest coś co teraz zaspoileruję, więc będziecie musieli poczekać, by zobaczyć jak ten materiał ożyje w komiksie…

Pozostało jedynie 14 zeszytów do zakończenia historii. Czy rozmawialiście już z Joe’em o możliwości dalszej współpracy? Pojawił się może jakiś zalążek nowego projektu?

Tak, rozmawialiśmy i bardzo entuzjastycznie podchodzimy do pomysłu dalszej współpracy. Ale nadal dzieli nas przynajmniej 1,5 roku do zakończenia „Locke & Key” więc na chwilę obecną skupiamy się na zrobieniu z tego jak najlepszej opowieści i zakończeniu jej w sposób na jaki zasługuje.

Dwa zeszyty ukazały się z nietypowymi okładkami. Mowa tu o jednej okładce nawiązującej do wydawnictwa EC Comics i drugiej zrobionej w stylu komiksów o super bohaterach. Skąd ten pomysł? Czy planujecie w przyszłości kolejne takie niespodzianki? 

To jest jedynie świadectwo naszej miłości do tradycji komiksu… Zawsze staramy się umieścić jakiś skromny wyraz uznania do klasycznych autorów, czy magazynów. Ale tylko wtedy, gdy staje się to narzędziem do rozwinięcia akcji opowieści. Okładki są częścią informacji, która konstruuje narrację opowieści. Ale muszę być szczery i przyznać, że te wybory są również upustem fanowskich zapędów.

Czyim pomysłem było zrobienie zeszytu dedykowanemu Billowi Wattersonowi. Jak trudno było tobie, jako rysownikowi, go wykonać? 

To był pomysł Joe i według niego ukazał się on naturalnie, gdy wyobraził sobie istotę tego odcinka. Jest ogromnym fanem Calvina i Hobbesa i powiedział mi, że scenariusz napisał się praktycznie sam… I gdy go czytałem nie mogłem zrobić nic innego niż zgodzić się, że był to niesamowity sposób na opowiedzenie tego odcinka. Interesującą rzeczą było to, że zmiana stylów rysowania jest kluczowym elementem do poprowadzenia emocjonalnej zawartości tego zeszytu. Więc łatwiej było najpierw to sobie wyobrazić przed czytaniem. Oczywiście, po to by uniknąć objawów schizofrenii podczas rysowania, podzieliłem strony na grupy, więc najpierw zrobiłem prawie wszystkie Wattersonowskie strony, a później te brudne, złowieszczo realistyczne.
Jest to jeden z naszych ulubionych, dotychczasowych zeszytów „Locke & Key”…

Na pewno powstanie przynajmniej pilot serialu na podstawie „Locke & Key”. Jakie są twoje oczekiwania względem niego? Uważasz, że to dobry pomysł by był on robiony dla stacji ogólnokrajowej, a nie kablowej? Sądzisz, że jest on w stanie utrzymać się przez przynajmniej jeden sezon? 

Moje oczekiwania są wysokie, gdy wezmę pod uwagę niewiarygodną liczbę talentów zebranych po to by rozwinąć ten projekt… Studio Dreamworks TV Stevena Spielberga odpowiedzialne za projekt? Producenci Kurtzman i Orci? Scenariusz Josha Friedmana? Reżyseria Mark Romanek? Miranda Otto, Nick Stahl I Sarah Bolger (dotychczas) w obsadzie? Dan Bishop jako dyrektor artystyczny? No wiecie, DRUŻYNA MARZEŃ…
Jeżeli chodzi o emisję ogólnokrajową. Wszystko polega na odpowiednim podejściu i zrobieniu wszystkiego tak jak należy. Są dobre i złe ogólnokrajowe seriale i są dobre i złe seriale kablowe… Jako fan oczekuję jedynie, że będzie to dobry serial, ponieważ dramat i odbiór są niezależne od formatu. To co wybierasz to język i obowiązkiem jest opowiedzenie w nim dobrej historii…
Jeżeli chodzi o jego przetrwanie to wszystko będzie zależeć od poziomu ekipy produkcyjnej, która w tym przypadku jest uzgodniona. Innym czynnikiem jest odzew publiczności, który jest częściowo nieprzewidywalny. Mam nadzieję, że poradzi sobie dobrze. Póki co, po przeczytaniu scenariusza pilota, mogę powiedzieć, że przynajmniej on będzie wspaniałą rozrywką i nie mogę się doczekać by zobaczyć go zwizualizowanego przez niesamowite oko Marka Romaneka….

W Polsce niestety nie doczekaliśmy się jeszcze wydania „Locke & Key”. Powiedz naszym wydawcom dlaczego w końcu powinni zmienić tę sytuację. 

Ponieważ jest to praca z miłości wszystkich współtwórców, którzy wkładają w to całe swoje serce.
Ponieważ jest to niesamowita historia z zachwycająco interesującymi bohaterami.
Ponieważ jest wypełniona magią, tajemnicą i horrorem, ale umieszczona w pięknym, emocjonalnym opakowaniu.
Ponieważ jest to historia o magicznej walce dobra ze złem, ale również historia o zniszczonej rodzinie próbującej zasklepić swoje rany, o nastolatkach kształtujących swoją osobowość, o bolesnym procesie pozostawiania za sobą swojego dzieciństwa.
Ostatnie słowo należy do was wszystkich, czytelników, ale jestem całkiem pewien, że większości z was spodoba się przygoda z rodziną Locke…